Marzymy o
rzeczach różnych. O zdrowiu, jak jesteśmy chorzy. O dzieciach, jak ich nie
mamy. O księciu z bajki, w chwilach samotności…
Ostatnio marzę o rezygnacji z
usług ZTM. O możliwości docierania pieszo do celu. Nie lubię wstawać rano. Latami
zmuszam się do zasypiania w najlepszym czasie jakim jest wieczór. Ciemny,
pachnący wiatrem, połyskujący światłami latarni. Żadna muzyka nie brzmi rano, tak
jak wieczorem. Lody, wino, ser, czekolada…. nic tak dobrze nie smakuje rano. Wieczorem
przepełnia się dodatkowym aromatem i ciężko mi uwierzyć, że wschody słońca mogą
to zrekompensować.
Z tego
wszystkiego rezygnuję, żeby zerwawszy się bladym świtem przez 40 minut kołysać
się w wątpliwych warunkach…
Uśmiecham
się do młodej dziewczyny, która wpadła na mnie w przepełnionym autobusie. Nawet
nie oczekuję „przepraszam” ale jej wrogie spojrzenie jednak trochę dziwi. Spodziewała
się, że nie będę tu stać. Że będzie pusto jak na łące a ona będzie mogła
wirować jak jesienny liść na wietrze. No niestety jestem. Chociaż rozpływam się
w marzeniach, że mnie tu nie ma. Następnej osobie pogrążonej w porannej
nienawiści postanawiam podziękować…
Patrzę na
tłum szturmujący bramki metra i nie mogę uwierzyć, że też mam się tam
przeciskać. Przepuszczam wszystkich kochających swoją pracę miłością
bezwzględną. Najwyżej się spóźnię, cóż więcej może się wydarzyć jak pojadę
następnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz